Chyba każda z nas chce być dobrą mamą. Może dlatego tak często używamy słów: „muszę”, „powinnam”, „nie mogę”. Tyle że mówiąc te słowa, nie czujemy się dobrze. Poświęcając się, zmuszając i żyjąc pod presją oczekiwań nie możemy być w pełni szczęśliwe.
Leje, zimno, wieje, ale trzeba iść na spacer. Bo to dobre dla dziecka. Czapkę nasunąć na uszy, bo sąsiadka powie, że malucha zawieje. Po drodze kupić zabawkę edukacyjną, żeby potem w domu stymulować rozwój niemowlęcia. I zupkę ugotować własnoręcznie z ekowarzyw. Żeby nikt nie pomyślał, że mama leniwa, woli dać jeść ze słoiczka.
Brzmi znajomo?
Egzamin z macierzyństwa
Codziennie kołaczą się nam po głowie myśli o tym, co powinnyśmy dla dobra dziecka. Nawet te z nas, które bardzo świadomie podchodzą do relacji w rodzinie, łapią się w tę pułapkę: muszę być dobrą mamą, powinnam odłożyć na bok moje potrzeby, pokażę, na co mnie stać.
Traktujemy bycie z dzieckiem jak rozciągnięty w czasie egzamin z macierzyństwa. I besztamy się w myślach za każdym razem, gdy rozwój, zachowanie, obraz dziecka odbiega od wyobrażenia rodem z reklam. Ma wysypkę? Pewnie coś zjadłam i mu zaszkodziło. Pod pieluszką odparzenie? Jak mogłam do tego dopuścić! Ciągle marudzi? Może nie umiem być dość stanowcza?
Wysokie oczekiwania
Pytanie, kto ma prawo nas oceniać?
Czy ma prawo oceniać to, jaką jestem mamą, kuzynka, która widuje mnie od święta? Albo teściowa, która swoje dzieci wychowywała w zupełnie innym czasie, innych warunkach? Czy może przypinać mi łatkę położna środowiskowa, której zadaniem jest pomóc, a nie rozliczać?
A może to nie oni mnie oceniają, tylko ja sama sprawdzam na każdym kroku, czy spełniam swoje własne wygórowane oczekiwania?
-
Brak w magazynie
Odporność na krytykę
Powiecie może, że przesadzam. Nie każda z nas jest sparaliżowana ambicją, nie każda chce być supermatką, potrafimy wyluzować. OK. To teraz z ręką na sercu: wyobraź sobie, że twoje dziecko potrafi już mówić i chodzić. Idziecie do sklepu, ono chce zabawkę, której ty mu nie chcesz kupić. Dziecko płacze, krzyczy, wierzga, kładzie się na podłodze, wali pięściami w posadzkę. Ludzie patrzą z zażenowaniem, ktoś rzuca uwagę, że nie umiesz zapanować nad bachorem, ktoś włącza się w sytuację i próbuje malca zabawiać. Potrafisz zignorować rady i krytykę? Nie przejmujesz się zupełnie całym zamieszaniem? Umiesz skupić się wyłącznie na tym, co potrzebne w tej chwili dziecku i tobie, nie myślisz źle o swoich kompetencjach wychowawczych? Jeśli naprawdę jesteś w tej sytuacji spokojna i skupiona to pełen podziw. Jesteś jedna na milion.
Autorefleksja
To naturalne, że ludzie wokół nas interesują się (naszym) dzieckiem. Dzieci są słodkie, rozczulające albo potrafią naprawdę mocno zaleźć za skórę. Mało kto jest wobec nich obojętny. Tak to zaprojektowała natura, dorośli zwracają uwagę na dziecko, bo bez ich pomocy dziecko by nie przetrwało. Sprawa się komplikuje, kiedy od natury przejdziemy do kultury, do tego, czego otoczenie od nas oczekuje i do tego, jaki stosunek my same mamy do owych oczekiwań.
Czy mam dla was jakąś radę? Chyba jedną, nie moją zresztą, ale otrzymaną od mądrej osoby. Za każdym razem, gdy myślisz, że nie sprawdzasz się w macierzyństwie albo że ponosisz porażkę za porażką, zastanów się, co to dla ciebie oznacza: „być dobrą mamą”. Czy dobra mama to taka osoba, która zapomina o sobie i żyje tylko dla dziecka? Zgadza się na wszystko albo wręcz przeciwnie, wciąż dyscyplinuje? Czy dobra mama nie może popełnić błędu, mieć gorszego samopoczucia? Czy dobra mama ponosi odpowiedzialność za wszystko, co choćby pośrednio związane z dzieckiem?
Relacja pełna szczęścia
Nie namawiam nikogo do lekceważenia słusznych zaleceń, nie chodzi mi o to, by mieć w nosie wyrabianie dobrych nawyków u dziecka czy jego potrzeby. Nie! Zależy mi jednak na tym, by kobiety-matki przestały być wobec siebie tak surowe. By macierzyństwo nie było egzaminem a przyjemnością. Bo właśnie czując się szczęśliwe, spokojne i spełnione stajemy się dobrymi mamami. Przestajemy się skupiać na sobie (powinnam/nie powinnam), a otwieramy na dziecko (czego ono potrzebuje). Dajemy sobie przyzwolenie i przestrzeń na przyglądanie się relacji z dzieckiem. Czujemy się w niej na tyle silne i wartościowe, że ani dziecko ani partner czy inne bliskie osoby nie stanowią dla nas „zagrożenia”. Ich bliskość jest mile widziana, nie oznacza żadnej rywalizacji.
Zanim więc dziś pomyślisz, ile rzeczy MUSISZ zrobić przy dziecku i co POWINNAŚ dla jego dobra, zatrzymaj się i pomyśl o tym, co MOŻESZ mu dać. A jeśli czegoś nie CHCESZ to może po prostu tego nie rób. Z miłości do dziecka i do siebie.